2/27/2009



  25.02.09 godz.20:47



Rowerek kupiony:) Anna szczęśliwa, jej nogi nieco mniej. Po błądzeniu po uliczkach ślepych i jednokierunkowych, opanowałam jako tako sztukę poruszania się po mieście.
Z trudnem przychodzi mi tylko patrzenie przed siebie, pod koła i na boki (tabliczki z nazwami ulic!). Going on a journey...


Jedyna rzecz, której żaluję to czytelniczo-muzyczne podróże metrem. Będę za to rozkoszować się hałasem ulic i przejedżaniem gołębi:)








Oto moje cudo... Jeszcze trochę i będę miała przeogromne łydki jak z Trio z Belleville:) Może nie jest to szczyt vintage-szyku, aaaale...



P.S. www.velo-vintage.com - polecam polecam:D



//J'ai achete un velo. Je suis vachement contente, mais mes jambes pas trop en fait... Je me suis perdue plusieurs fois, mais maintenant j'arrive a rouler dans les rues a sens unique:) J'ai toujours du mal a regarder a la fois ce qui se passe devant moi, sous mes roues et reperer (au meme temps) les noms des rues.

Ici, c'est mon velo - pas tres vintage, mais... A la fin de sejour, j'aurais les mollets comme le heros de "Triplettes de Belleville".
Une seule chose que je regrette ce sont des voyages par metro (musique+livre). Au lieu de cela, je vais ecouter des bruits de ville et je vais ecraser des pigeons...

A tous qui veulent acheter un velo a Paris -->www.velo-vintage.com (bonne chance:D)


  25.02.09 godz.??:??



Z cyklu: Wystawne życie Anny.




Mistrzyni tanich zakupów...:D To jest prosze państwa sztuka kupić tak, żeby żaden produkt nie przekroczył 2e!





Zupełnie nie pamiętam gdzie kupiłam tę herbatę...



//La vie de luxe d'Anna. Je suis une championne des achats de produits de moins de 2 e./ Aucune idee ou j'ai achete ce the...


  24.02.09 godz.23:32



Mimo stanu zawieszenia ogólnego (tydzień ferii, kolejne tygodnie strajku...), rusza się coś co jakiś czas w życiu paryskim.

Kwestia znalezienia okazji. Joyeux anniversaire, Sarah!





//Anniversire de Sarah dans le bar "Le Pantalon".


  21.02.09 godz.18:37



Wieczór meksykański u Helene:) Z tortillą w prawej ręce, margetitą w lewej człowiek czuje się wyśmienicie. Jeszcze lepiej czuje się, kiedy prowadzi ciekawe rozmowy, słucha dobrej muzyki i wraca do domu o godzinie 16:30 ...dnia następnego. Fiesta.







Ja, moja wspołlokatorka Phoebe i moja nadgryziona tortilla:)


//La soiree a Mexico:) C'etait chez Helene et c'etait genial, avec dea tortillas, margeritas et surtout avec des gens tres sympa! Je suis revenue chez moi..a 16:30 le jour apres. Sur la photo --> moi avec ma collocataire Phoebe:)


  18.02.09 godz.01:24



Diner u Singrid.. Co tu dużo pisać. Życie toczy się z piętra na piętro, wokół jedzenia, wokół języka...Wszystko się wokół nas rusza, a może to my sami się ruszamy, a wszystko inne pozostaje niezmienne?




Mord dokonany na ananasie. Od formy pierwotnej aż po lody waniliowe...




właśnie.


//Le diner chez Sigrid. On a assasine un ananas...


  15.02.09 godz.09:49



Kilka zdjęć mojego klaustrofobicznego akademika na końcu świata:




<


Dorzucę jeszcze zdjęcie z cyklu "obiady polskie" coby wszystkim zasiadającym do niedzielnego schabowego zrobiło się cieplej na sercu!




Żeby nie było, to zupa warzywna z kartonu z kuskusem...


//Quelques photos de ma residence claustrophobic. Et encore un dejeuner (il ne faut pas croire aux apparences:D )


  14.02.09 godz.00:00



Chic. impreza z okazji wiadomej w Cab. Open-bar, karmelowe drinki i świecące kieliszki







La soiree tres chic a Cab... pas de tout de mon gout, mais les verres avec la lumiere dedans, les coctails caramels et open-bar etaient ok.


  12.02.09 godz.21:48



Kiedy przeliczasz wszystko na euro, potem na książki, potem na jedzenie, wszystko zaczyna zmieniać swoją wartość. Nic już nie kosztuje tyle i tyle... Wszystko ustawia się na drabinie moich priorytetów.

jest drogo. ale poza tym, jest słodko.




  10.02.09 godz.18:43



Kilka zwykłych zdjęć. Ot właśnie:







Proszę bardzo - Sekwana.


\


Z pozdrowieniami dla wszystkich, którzy przebrnęli przez "Germinal" :)Pan Zola.


  08.02.09 godz.22:00



Erazmusowskie podrygi w przebraniach, czyli Anna w jej sophisticated przebraniu, którego wymyślanie trwało 5 minut...







  06.02.09 godz.??:??



Moje życie, z racji tego, że nie jestem u siebie, musi mi nieustannie towarzyszyć. Dlatego noszę je w torbie, zawsze pod ręką, zawsze blisko siebie. W razie czego.

Tak to jest kiedy człowiek mieszka w akademiku i życia nie może od tak sobie zostawić gdziekolwiek.





więc: książka ciekawa, plan, jaszczurki, drobniaki, notes, bilety, zestaw piśmienniczy, karta do ksero, legtymacja, karta navigo (metro), klucze. Życie jednym słowem.


  03.01.09 godz.16:10



Dokonanie odkrycia, że życie biegnie wieloma torami zajęo mi sporo czasu. Nie myślałam o tym wiele wcześniej. Nie dość, że przed sobą co chwilę masz zwrotnice i nigdy nie dowiesz się, co było w drugim tunelu (światło?)... to jeszcze na ziemi wyznaczone jest tyle torów ile ludzi. Brzmi koszmarnie banalnie. Jak jesteś daleko rekonstruujesz życie innych według własnego pomysłu. Zastanawiasz się co u nich słychać... ciągle, albo tylko wtedy kiedy wieczorem patrzysz przez okno.


A tutaj wszystko normalnie. Wszystko zaczyna w swojej niezwykłości coraz bardziej przypominac codzienność. To chyba dobrze.


Tradycyjny polski obiad:






  03.02.09 godz.16:10



Jako że dziś strajk uniwersytetu (aż do końca tygodnia ponoć...), jest czas na spokojne wrzucenie zdjęć. Ha. Oto moje francuskie włości:





Moje pierwsze śniadanie...




i mój pierwszy widok z okna:



  02.02.09 godz.20:00



W akademiku. Cała, zdrowa, zmęczona jak diabli, zamknięta w czymś co ponoć jest pokojem... powiedzmy, że tak wygląda pokój.

Zdjęcia jutro, bo niestety, ale w pokoju nie ma lampy... i gdyby nie zaplecze kuchenne musiałabym zakupić latarkę. Yeah.

Ale i tak jest wspaniale, bo na tym końcu świata jest internet! :)
br>
  30.01.09 godz.12:00



Huczne świętowanie chińskiego nowego roku. Najlepszego zatem Chińczykom.






  30.01.09 godz.22:35



Buntujemy się przeciwko stereotypom, przeciwko wszystkiemu, co nam przykeili do pleców, jako nasze własne. Ale tak po prawdzie sami się w tym dobrze czujemy i na każdym kroku potwierdzamy ich istnienie. Stereotypy sprawiają, że jesteśmy jacyś, że coś konotujemy, że coś dla Innych znaczymy.








  30.01.09 godz.22:35



Są plusy bycia "przy" rodzinie (chwilowego bycia, jakby nie patrzeć). Ot choćby kolacje...







Mniam mniam.


  29.01.09 godz.??:??



Dziś strajk generalny. Z racji tego, że nie działa dzisiaj NIC (ani autobusy, ani metro, ani pociągi, ani szpitale, ani szkoły, ani policja, ani nic co jest finansowane przez państwo), siedzę spokojniutko w domu, popijam herbatkę, oglądam zdubbingowane Grey's anatomy i się frenchuję w sposób nader przyjemny.

No i czekam na pyszną kolację... niach niach.

* - i na kolejny strajk - w poniedziałek. Przerażający naród :D:D






  28.01.09 godz.23:57



Refleksja na temat uczelni. HM. wielkie HMMM...

Mają wielkie nowoczesne budynki, windy, komputery (dużo, dużo komputerów), nowoczesne aule z przesuwanymi trzema tablicami, okna, które się otwierają automatycznie, projektory, stołówki z obiadami, przystawkami, deserami i mikrofalówkami w zasięgu ręki, mają wydrukowane kolorowe materiały dla studentów, mają kawiarnie uniwersyteckie, mają skwery, ławki i drzewka równo posadzone...


Mają tyle przestrzeni wokół siebie, że ludzie się wzajemnie nie znają; maja tyle komputerów, że w czasie przerwy wolą grać w pasjansa na swoim asusie; mają tyle ludzi zewsząd, że wykładowca nawet cię nei pyta skąd jesteś, bo przecież i tak wyjdzie z sali i zapomni o twoim istnieniu...


To zabawne, żeby wypełniać na każdych zajęciach fiszki "Kim jestem", bo to jedyna szansa, żeby wykładowca miał pojęcie o twoim istnieniu...

To zabawne, spotykać ludzi, którzy są tutaj drugi rok i nikogo nie znają.


To wszystko pozwala spojrzeć na własną macierzystą uczelnię (która do łona swego przytuliła, a jakże)pod innym kątem. Wszystko ze zdziwieniem, bez żadnych osądów.


  25.01.09 godz.12:44


Towarzysko się coś rusza ciągle. To dobrze. Dobrze, choć męcząco. Wczoraj do nocy późnej Le Plomb du Cantal.

Szesnaście(?) osób + dobre jedzenie + wino = :)






I mały kir, późną nocą, gdzieś przy Bastille. W ramach przygotowania do powrotu do domu.



  24.01.09 godz.23:00



Hah, ktoś zechciał mnie przygarnąć na czas jakiś, za co jestem niezmiernie wdzięczna.

Oto odważni, którzy na trzy tygodnie wpuścili mnie pod swój francuski dach.





No i Tigrou, który co prawda nie miał udziału w decyzji wpuszczenia mnie pod strzechę, ale swoją obecnością odcisnął kocie piętno na moim pobycie:)




Dziękuję!



  24.01.09 godz.??:??



Szukam przestrzeni zamkniętych. przestrzeni między, które nie są twoje, ale i nie moje własne. Przestrzeni plastikowych kubków, stolików i krzeseł, które na całym świecie są takie same. Przestrzenie, które wnie chcą być oswojone, które nie chcą żebyś je posiadł, żebyś wszedł do nich z przyczyn innych niż głód i pragnienie. Żadnych zbędnych sentymentów do aluminiowych łazienek i uśmiechniętych sprzedawców. Żadnych zbędnych odczuć. Chodzi tylko
o zawieszenie się na chwilę między moim i obcym, między tutaj i tam; o znalezienie się w przestrzeni, która dla nikogo nie będzie własna, sprawiedliwie. Będzie twoje tylko na tyle, ile zajmie twój kubek kawy za 1,60e.






  24.01.09 godz.00:53



To dziwne uczucie, kiedy oswajasz miejsca. Wczoraj nie miałeś pojęcia o ich istnieniu, a dzisiaj wszedłeś w ich posiadanie, dzisiaj je znasz. Dzisiaj wiesz, którymi drzwiami i dokąd.


Dziwne uczucie, kiedy miejsca, które wczoraj wzbudzały w Tobie lęk stają się miejscami jak każde inne. Wsiadasz na dworcu w pociąg i nie musisz sprawdzać setki razy, czy to na pewno ten. Nie musisz podnosić oczu znad książki, żeby wiedzieć, że zaraz wysiadasz.

Oswajanie miejsc, które dzieje się niezauważenie, z dnia na dzień. Może wystarczy tylko wejść w miejsce, żeby je mieć na własność?



Nowe miejsca napawają mnie strachem. Nieznane biblioteki i dworce, obce przystanki i sklepy. Tutaj człowiek musi nauczyć się od nowa jak chodzić prosto, jak znaleźć równowagę na pochyłych ścieżkach, wreszcie jak pytać o drogę.


  23.01.09 godz.18:30



Się zaczęło. Trochę nudnym wykładem o Kafce, ale jednak. Kredki spakowane, pisaki gotowe do malowania szlaczków, ołówki naostrzone w razie nieprzewidzianego ataku.

Jeszcze tylko psychicznie trzeba nastawić się na odpowiedni tryb i można tornister na plecy zarzucać. Rzec by się chciało 'Witaj szkoło'...




mój szacowny plan zajęć niemalże dopięty na ostatni guzik:



>


  21.01.09 godz.00:00



wszystkiego najlepszego, Micho!

:*







  20.01.09 godz.13:04



Najciekawiej jednak jest w metrze. nie, nie lubię metra, nie lubię się poruszać w sposób, którego nie kontroluję zupełnie (jak tylko sie ociepli czas kupić rower!). Jest to jednak takie zbiorowisko, taka plątanina, która w swojej konstrukcji przypomina mi wielkie mrowisko, tyle tylko, że mrowisko bez królowej, rozdeptany kopiec. Ludzie jak pchły czepiają się odjedżających wagonów, skaczą po peronach usiłując znaleźć sobie dogodne miejsce na minutową drzemkę lub małe sudoku.

W momencie kiedy spotykasz ludzi, którzy przypominają ci postacie wycięte z komiksu, narysowane grubą kredką, zaczynasz zastanawiać się do jakiego świata trafiłeś... Przerywowani Murzyni w skejtowskich ciuchach, tlenione Murzynki z obrysowanymi grubą kreską oczami, arab o rozbieganych oczach, panienka czytająca Prousta...

I ja, zastanawiająca się całą drogę, co tu zrobić, zeby zapamiętać eksponaty z tej żywej wystawy osobowości...


PS. Ach, i jeszcze te symfonie kaszlu zimową porą! Naprawdę zadziwiające na ile sposobów można kaszleć i ileż przedziwnych dźwięków i tonów można ze swoich dróg oddechowych wydobyć! :)


  18.01.09 godz.20:32



Tak, tak... czas najwyższy na profanację święta Trzech Króli (pozdrowienia dla p. Prezydenta Naszego Pięknego Miasta!) czyli na Fete de Roi. Niegdyś w cieście pomieszkiwał wszechwładny bób (nie mylić z bogiem), którego szczęśliwy znalazca stawał sie królem wieczoru (cokolwiek to znaczy)...
Teraz zeświedcczenie sięgnęło zenitu, zamiast bobu (feve) w cieście (galette) znalazła się rodzina Simpsonów. Szczęśliwy ten, kto przeżuwając swoje ciasto natknął się na Homera Simpsona! Niestety nie ja. Może następnym razem:|

Szampan+ciasto (+ rodzina...) = ... Fete de Roi.


Co do rodziny, to przybyła licznie w postaci ciotek, babć, kuzynów, którzy obcałowali sie jak należy i z perfekcyjnym akcentem pytali co robię i kiedy wracam do siebie (wiem, nie jestem miła, ale żeby zaraz mieli mnie eksmitować?).
Taak. czasem dobrze poczuć się jak w rodzinie. Co prawda nie swojej... ale jednak. potem tylko skonsumować kozi serek i sałatkę z cykorii, zasnąć i śnić o podróżach. Byle nie śnić po francusku, o boże broń! :)







  18.01.09 godz.13:28



Wczoraj między kremem cebulowym a boeuf bourguignon zapytano mnie czy w Polsce się ciężko żyje... Cóż odpowiedzieć? Nie wiem czy należy doszukiwać się podtekstu... Dla większości, jeśli coś jest na wschód od Niemiec, stanowi część Rosji. Rosja zaś wiadomo - kołchoz i Syberia. Jakie zdziwienie kiedy okazuje się, że nasze ciała bynajmniej nie przywykły do temperatury -20... Jakie zdziwienie, że nasze życie nie odbiega od ich życia (poza tym że zarabiamy mniej, ale i wszystko jest tańsze średnio 3 razy)... No i poza tym, że nie jemy cykorii (przynajmniej ja).

Czy żyje się ciężko?



  14.01.09 godz.19:04



Zastanawiasz się, co muszą o Tobie myśleć. kierowca autobusu, którego pytasz jak skasować bilet. Kobieta w okienku dworcowym, której po sto razy pytasz czym się różni bilet na pociag i na metro. Ludzie, których pytasz o rzeczy, które robią codziennie bez żadnej refleksji, o których zapominają, bo są tak prozaiczne.

Zastanawiasz się, jak muszą wszystko widzieć. Nie wiedzą, że nie ma już Czechosłowcji, że Transylwania jest w Rumunii a nie w Polsce, że Norwegia nie jest w Unii Europejskiej, a Polska ma jakies góry...

Wszystko jest skomplikowane. Wszystko składa się ze szczegółów, które się zapętlają. Wszystko opiera się na tym, który szczegół wypadnie na pierwszym miejscu.







Obiad za trzy punkty. cholera wie co to znaczy, ale da się zjeść.



  14.01.09 godz.19:04



Po przejściu kilometrów korytarzy i schodów Jestem, przez J wielkie. Tak wielkie jak Ja.





legitymacja/karta stołówkowa/karta biblioteczna i bóg diderot wie co jeszcze.





Tak na marginesie dodam jeszcze kilka zdjęć mojej uczelni... hoho... Mojej... W kazdym razie oto Grands Moulins de Paris (Wielkie Młyny..). Miejmy nadzieję, że mnie nie zmiela kompletnie... no i że z tej mąki będzie jakiś chleb:)


dziwaczne konstrukcje,których jeszcze nie rozplątałamHalle aux farinesPozytywnie nastrajający widok to podstawa dobrych wyników w nauce!ładnie, nowo, czysto