Koniec. podsumowanie.
Zatem:
A jak Australijka - mieszka za ścianą, gotujemy w jednych garnkach, pijemy to samo wino.... (o ile jest w domu)
B jak bagietka - chyba nigdy nie pochłaniałam takich ilości pieczywa. 60 centów.
C jak Crous - czyli mój akademik zwany statkiem kosmicznym.Bardzo dobry (architektonicznie) budynek. bardzo zły "dom".
D jak Dzien dobry! - najczęstsza reakcja na zdanie "Je suis Polonaise..."
E jak Erasmus - :)
F jak Franprix - obok Eda mój ulubiony supermarket:)
G jak Greve (czyli strajk) - słowo, które słyszałam chyba najczęściej na uniwersytecie...:D
H jak Hideout...- obok L'International i Au Clair de la Lune - mój ulubiony paryski bar.
I jak International - mój ulubiony klub na Oberkampf
J jak jedzenie polskie - pasztetu nie tknę przez najbliższe pół roku (podobnie jak makaronu, kuskusu, mielonki i tuńczyka)
K jak kolec - razem z rudymi włosami pojawił się nieoczekiwanie w moim życiu. I o!
L jak ligne 4 - najlepsza linia metra... przedziwna, przecinająca cały Paryż. podziemne życie, szczury i ostatnie metro.
M jak metro - uwielbiam nim jeździć. gdyby nie mała niedogodność finansowa (bagatela 57e miesięcznie) pewnie jeździłabym codziennie...
N jak naleśniki - nic lepszego niż porządny crepe w środku nocy:)
O jak Orzechowe ..masło - jem swój ostatni słoik (czwarty)
P jak piknik - jedna z moich ulubionych form rozrywki - au bord de la Seine, Canal St. Martin, Cite... Wino+ser = dodatkowe 4 kg.
R jak rower - brzydki, stary... ale dzięki niemu nie dość, że mam poczucie, że robię coś dla własnego zdrowia, to jeszcze wycieczki krajoznawcze (i godziny błądzenia po jednokierunkowych ulicach) sprawiły, że najważniejsze trasy mam opanowane do perfekcji:D
S jak Sacre-Coeur - widać je z mojego okna. Niezapomniane wieczory.
T jak turystka - dziwne uczucie być "między" życiem a zwiedzaniem.
U jak Uniwersytet - jak ktoś będzie przeklinał USOS to osobiście będę wymierzać kary cielesne.
W jak wino - nigdy w życiu nie wypiłam takich ilości wina. Taniego i droższego (no, nie drogiego, ale jednak droższego niż 5 e)... Ostatnio zauważyłam różnicę.
Z jak zdjęcia - ponad półtora tysiąca....
Notka którą zaczęłam pisać już dawno. Nie mam siły uaktualniać.
nie będzie ciągu dalszego, bo takie jest życie.
Lanek.ovh.org
5/22/2009
5/09/2009
Trochę opóźnione zdjęcia.
Ogólnie rzecz biorąc impreza była polska, ale oczywiście nie pomyślałam wcześniej o aparacie. Wcześniej - kiedy było znacznie więcej osób, kiedy było jedzenie (w postaci paprykarzu, smalcu, sałatki), kiedy było picie (w postaci wiadomej) i ech... Zresztą chyba widać po nas, że co było do zjedzenia/wypicia tośmy zjedli/wypili. Było bardzo miło, jak zresztą widać na załączonych zdjęciach, które nota bene robione były srogo po godzinie 3 (ach, refleks). I proszę nawet nie komentować grania w "szczerość czy odwagę" w wykonaniu erazmusów. :)

// c'etait la fin de fete polonaise! malheureusement, j'ai oublie de prendre des photos quand il y avait encore des gens (il y a seulement une partie), quand il y avait encore qqch a manger et a boire... Mais ca se voit, je pense, que nous avons deja pas mal mange et bu :D Et nous avons joue "la verite ou l'action"...c'etait vers 3 h du matin... Et c'etait sympa:D
Ogólnie rzecz biorąc impreza była polska, ale oczywiście nie pomyślałam wcześniej o aparacie. Wcześniej - kiedy było znacznie więcej osób, kiedy było jedzenie (w postaci paprykarzu, smalcu, sałatki), kiedy było picie (w postaci wiadomej) i ech... Zresztą chyba widać po nas, że co było do zjedzenia/wypicia tośmy zjedli/wypili. Było bardzo miło, jak zresztą widać na załączonych zdjęciach, które nota bene robione były srogo po godzinie 3 (ach, refleks). I proszę nawet nie komentować grania w "szczerość czy odwagę" w wykonaniu erazmusów. :)

// c'etait la fin de fete polonaise! malheureusement, j'ai oublie de prendre des photos quand il y avait encore des gens (il y a seulement une partie), quand il y avait encore qqch a manger et a boire... Mais ca se voit, je pense, que nous avons deja pas mal mange et bu :D Et nous avons joue "la verite ou l'action"...c'etait vers 3 h du matin... Et c'etait sympa:D
5/02/2009
Well well well...
Już po pierwszej, a ja nieustannie szukam wymówek, żeby nie robić tego, co robić muszę. Egzaminy zbliżają się nieubłaganie, strajk jak trwał tak i trwa nadal (cudownie...), więc wypadałoby wyłączyć wreszcie facebooka i inne śmieci... Lubię uczyć się w nocy, bo generalnie nic mnie wtedy nie rozprasza (nikt nie aktualizuje swojego statusu na gg, nikt nie robi quizów na fb, nikt nie dodaje nowych notek na blogach (generalnie))... Oczywiście byłoby zbyt pięknie gdyby Anna w tej jakże sprzyjającej nauce atmosferze zabrała się wreszcie za historię Hiszpanii albo za Coetzeego.. Ale nie. Anna musi napisać jakies bzdury na blogu.
Doszłam do dziwnego wniosku, że bardzo dobrze mieszka mi się bez mojej współlokatorki. Miała być w domu w poniedziałek dwa tygodnie temu, ale jeszcze się nie pojawiła. W Paryżu owszem, jest, ale do naszego studia jakoś nie trafiła póki co, w tym natłoku spraw i towarzyskich obowiązków. Jest mi z tym jednak niezmiernie dobrze. Nie muszę nieustannie myć swojego jedynego kubka, nie muszę przemykać do łazienki, mogę słuchać tego co chcę (i tak głośno jak chcę!) i nie muszę się nadmiernie komunikować ze światem. Boże, wyszłam teraz na dziwaka-odludka. No cóż, bywa. Ale wyjątkowo mi teraz z tym dobrze.
Powoli myślę nad podsumowaniem. Póki co wrzucam link do bloga, którego uwielbiam absolutnie... Pani Djabolica... Kolejny powód dla którego historia Hiszpanii musi poczekać aż do ostatniego momentu kiedy to zdenerwowana, na dzień przed egzaminem, będę z grymasem na twarzy otwierała czerwoną broszurę, żeby odkryć, że o XIX-wiecznej Hiszpanii nie wiem nic.
Tyle.
Czas czas czas.
Już po pierwszej, a ja nieustannie szukam wymówek, żeby nie robić tego, co robić muszę. Egzaminy zbliżają się nieubłaganie, strajk jak trwał tak i trwa nadal (cudownie...), więc wypadałoby wyłączyć wreszcie facebooka i inne śmieci... Lubię uczyć się w nocy, bo generalnie nic mnie wtedy nie rozprasza (nikt nie aktualizuje swojego statusu na gg, nikt nie robi quizów na fb, nikt nie dodaje nowych notek na blogach (generalnie))... Oczywiście byłoby zbyt pięknie gdyby Anna w tej jakże sprzyjającej nauce atmosferze zabrała się wreszcie za historię Hiszpanii albo za Coetzeego.. Ale nie. Anna musi napisać jakies bzdury na blogu.
Doszłam do dziwnego wniosku, że bardzo dobrze mieszka mi się bez mojej współlokatorki. Miała być w domu w poniedziałek dwa tygodnie temu, ale jeszcze się nie pojawiła. W Paryżu owszem, jest, ale do naszego studia jakoś nie trafiła póki co, w tym natłoku spraw i towarzyskich obowiązków. Jest mi z tym jednak niezmiernie dobrze. Nie muszę nieustannie myć swojego jedynego kubka, nie muszę przemykać do łazienki, mogę słuchać tego co chcę (i tak głośno jak chcę!) i nie muszę się nadmiernie komunikować ze światem. Boże, wyszłam teraz na dziwaka-odludka. No cóż, bywa. Ale wyjątkowo mi teraz z tym dobrze.
Powoli myślę nad podsumowaniem. Póki co wrzucam link do bloga, którego uwielbiam absolutnie... Pani Djabolica... Kolejny powód dla którego historia Hiszpanii musi poczekać aż do ostatniego momentu kiedy to zdenerwowana, na dzień przed egzaminem, będę z grymasem na twarzy otwierała czerwoną broszurę, żeby odkryć, że o XIX-wiecznej Hiszpanii nie wiem nic.
Tyle.
Czas czas czas.
Inscription à :
Articles (Atom)