Well well well...
Już po pierwszej, a ja nieustannie szukam wymówek, żeby nie robić tego, co robić muszę. Egzaminy zbliżają się nieubłaganie, strajk jak trwał tak i trwa nadal (cudownie...), więc wypadałoby wyłączyć wreszcie facebooka i inne śmieci... Lubię uczyć się w nocy, bo generalnie nic mnie wtedy nie rozprasza (nikt nie aktualizuje swojego statusu na gg, nikt nie robi quizów na fb, nikt nie dodaje nowych notek na blogach (generalnie))... Oczywiście byłoby zbyt pięknie gdyby Anna w tej jakże sprzyjającej nauce atmosferze zabrała się wreszcie za historię Hiszpanii albo za Coetzeego.. Ale nie. Anna musi napisać jakies bzdury na blogu.
Doszłam do dziwnego wniosku, że bardzo dobrze mieszka mi się bez mojej współlokatorki. Miała być w domu w poniedziałek dwa tygodnie temu, ale jeszcze się nie pojawiła. W Paryżu owszem, jest, ale do naszego studia jakoś nie trafiła póki co, w tym natłoku spraw i towarzyskich obowiązków. Jest mi z tym jednak niezmiernie dobrze. Nie muszę nieustannie myć swojego jedynego kubka, nie muszę przemykać do łazienki, mogę słuchać tego co chcę (i tak głośno jak chcę!) i nie muszę się nadmiernie komunikować ze światem. Boże, wyszłam teraz na dziwaka-odludka. No cóż, bywa. Ale wyjątkowo mi teraz z tym dobrze.
Powoli myślę nad podsumowaniem. Póki co wrzucam link do bloga, którego uwielbiam absolutnie... Pani Djabolica... Kolejny powód dla którego historia Hiszpanii musi poczekać aż do ostatniego momentu kiedy to zdenerwowana, na dzień przed egzaminem, będę z grymasem na twarzy otwierała czerwoną broszurę, żeby odkryć, że o XIX-wiecznej Hiszpanii nie wiem nic.
Tyle.
Czas czas czas.
Inscription à :
Publier les commentaires (Atom)
Aucun commentaire:
Enregistrer un commentaire