W weekend byłam na festiwalu muzycznym w Bourges. Poza tym że lało jak z cebra(!) było fajnie. Oczywiście jak na złość zespół, który podobał mi się najbardziej nazywał się FLOW... weź tutaj to teraz znajdź człowieku w googlu albo na youtubie.. yeah.
Z obserwacji paryskich...
Od kilku dni tak jakoś wyszło, że jedżę metrem. I aż zaczęło mi się tęsknić za tymi socjo-podróżami. Ileż dziwacznych rzeczy można tam zobaczyć... Och. Aż zaczęłam wyliczać ileż by mnie kosztowała migawka/bilet tygodniowy/karnet biletów... Hmm.. Rowerek stoi jak stał, ale jakoś nie czuję się ostatnio na siłach żeby go wyprowadzić na spacer. Odkurzę go w weekend, bo w ramach wycieczki paryżoznawczej udam się wreszcie do Muzeum Orsay... Wracając do metra. Dziś w metrze deszcz tropikalny na stacji Gare de Lyon... Niesamowite... jedziesz sobie metrem i patrzysz jak nagle za szybą zaczyna się tropikalna ulewa. Podziemna, tropikalna ulewa. Niesamowite.
Powoli planuję sobie w głowie zrobić podsumowanie, bo jakoś mniej więcej wypada połowa wyjazdu... Może już minęła, nie wiem, ale mój wewnętrzny zegar ścisnął mnie za serce i zrozumiałam, ze już raczej mniej niż więcej. W takie piękne dni jak dziś to jakoś dziwnie się człowiekowi robi gdzieś w okolicach mostka/żołądka/śledziony/... Mmm...
Miałam jeszcze zrobić jakąś dygresję a propos Nowego Yorku, ale kompletnie zapomniałam. Na mądre refleksje i błyskotliwe odpowiedzi wpadam tylko w metrze, a jak już wysiądę to koniec..
Leniwie mi się zrobiło (jutro wszak zaczyna się długi weekend!) wiec tylko jedno zdjęcie w deszczu... Chyba zacznę wrzucać zdjęcia na facebooka... :|
A propos długiego weekendu, to chciałam jeszcze powiedzieć, że ten laicki do szpiku kości kraj (:D) ma wolne Boże Ciało... Co prawda zapytane przeze mnie osoby nie wiedziały dlaczego właściwie jest wolne... no ale jest. I to najważniejsze. Ha!
Zdjęcie, które sensu nie ma większego. Ot parasol (Alexa) i kawałek sceny... I deszcz. Dużo deszczu.
